W dyskusji o padach do PlayStation zwykle porusza się ich trzy modele, a mianowicie klasyczny pad SCPH-1080, który był dołączany do pierwszych modeli konsol; Dual Analog SCPH-1180, który można było dokupić dodatkowo, a który po raz pierwszy został wyposażony w analogi; oraz rzecz jasna najbardziej znany Dual Shock SCPH-1200, który w zmodyfikowanej formie przetrwał 3 kolejne generacje konsol. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, że w owej dyskusji powinno się znaleźć miejsce dla jeszcze jednego pada o oznaczeniu SCPH-1010, który przez wiele stron poświęconych PSXowi został kompletnie wyparty z pamięci. Tak się jednak składa, że to właśnie on jest pierwszym padem stworzonym z myślą o PlayStation i dlatego też zasługuje na przypomnienie i wzmiankę. Pad ten pojawił się wraz z premierą pierwszego modelu PlayStation SCPH-1000 w Japonii w 1994 roku. Można go było znaleźć w pudełku z konsolą, na półkach sklepowych jak i w niektórych wersjach deweloperskich konsoli. Jego historia jest dość krótka gdyż de facto Sony dość szybko postanowiło zmodyfikować go i wypuścić ulepszoną wersję, którą zna chyba każdy posiadacz szaraka. W związku z tym gracze w Europie i USA nie mieli możliwości się z nim spotkać. Na pierwszy rzut oka pad ten nie różni się niczym od klasycznego pada SCPH-1080. Jego kolorystyka, plastik z którego jest zbudowany, jak i całkowity design jest praktycznie identyczny jak w przypadku bardziej znanego kolegi, co widać na poniższych zdjęciach porównawczych. SCPH-1010 SCPH-1080 SCPH-1010 SCPH-1080 SCPH-1010 SCPH-1080 SCPH-1010 SCPH-1080 SCPH-1010 SCPH-1080 SCPH-1010 SCPH-1080 Czym się zatem ten zapomniany przez historię pad wyróżnia? Po pierwsze pad ten ma minimalnie krótsze uchwyty za które go trzymamy w porównaniu do następcy. Różnica ta jest bardzo niewielka i zamyka się w przedziale mniejszym niż jeden centymetr. Niby jest to niewiele, ale w związku z tym nie ma możliwości przełożenia obudowy z pada SCPH-1010 do SCPH-1080, co zresztą widać na poniższych zdjęciach.Górna obudowa z pada SCPH-1010, dolna z SCPH-1080Górna obudowa z pada SCPH-1010, dolna z SCPH-1080Na tym różnice się jednak nie kończą. W związku z tym, że pad SCPH-1010 jest trochę mniejszy niż następca jest też nieznacznie lżejszy, co od razu czuć gdy weźmie się go w dłonie. Ponadto ma on znacznie krótszy kabel niż w padzie SCPH-1080. Jest to jego największa wada i chyba główny powód dla którego postanowiono go zmodyfikować. Otóż ktoś wpadł na inteligentny pomysł aby kabel tego pada miał długość 110 centymetrów co (chyba nie muszę nikomu wyjaśniać) skutecznie utrudnia rozgrywkę z dala od telewizora. Dla porównania pad SCPH-1080 ma kabel o metr dłuższy. Kolejna różnica również ma związek z kablem, a właściwie z jego końcem. Otóż kabel od pada SCPH-1010 nie posiada pierścienia ferrytowego, a więc tego „dzyndzla” na końcu, który ma na celu eliminację zakłóceń na kablu. Jest to główny znak rozpoznawczy tego pada, który pozwala stosunkowo łatwo rozpoznać go na różnego rodzaju portalach aukcyjnych, nawet wówczas gdy nie jest podany jego model.Końce kabli obu padówTo nie koniec różnic między padami. Otóż pad SCPH-1010 nie ma też naklejki na wtyczce pada. Niby szczegół ale warty odnotowania.Wtyczka pada SCPH-1010Wtyczka pada SCPH-1080Jeśli chodzi o wrażenia jakie wywołuje ten pad podczas gry to nie zauważyłem żadnych różnic w porównaniu do modelu SCPH-1080. Ciekaw jestem dlaczego Sony postanowiło dokonać jego modyfikacji. Najbardziej zastanawiające jest wydłużenie uchwytów i nadanie padowi nowego oznaczenia. Równie dobrze Sony mogło po prostu wydłużyć kabel, dodać pierścień ferrytowy i zostawić całą resztę w spokoju. Widocznie ktoś uznał, że pad może nie do końca dobrze leżeć w większych dłoniach Europejczyków oraz Amerykanów i potrzebuje również dłuższych gripów.To by było tyle jeśli chodzi o prezentację tego zapomnianego przez wielu pada. Nie ukrywam, że nie było łatwo go zdobyć i nie obyło się bez sprowadzania go z Japonii. Same koszty wysyłki mnie ostro skubnęły. W internecie, nie ma o nim za wiele informacji, a już o dokładnych zdjęciach można praktycznie zapomnieć, więc chyba warto było. No właśnie, było? 🙂