Jeżeli Demo gry jest jej reklamą, to demo Silent Bombera było najskuteczniejszą reklamą, jaką kiedykolwiek widziałem. Czego tam nie było! Przygnębiający, ogarnięty wojną świat w której on, agent Jutah, tytułowy bohater, przedziera się przez zastępy robotycznych wrogów za pomocą setek eksplozji. Feeria barw i huk detonacji towarzyszący każdej pokonanej przeszkodzie i każdemu unicestwionemu wrogowi. Taktyczno-zręcznościowa rozgrywka, w której należy zwinnie unikać wrogich strzałów oraz podkładać i detonować kolejne ładunki, wraz z możliwością… podkładania bomb na dystans! I na koniec, kusząca perspektywa ulepszania swoich narzędzi zniszczenia.Zachęta była tak skuteczna, że jak tylko nadarzyła się sposobność, natychmiast podjąłem decyzję o zakupie. A że było to niemal dwadzieścia lat później…Z tym podkładaniem bomb na dystans to nie żart – jedną z podstawowych mechanik gry jest właśnie bieganie z wywalonym celownikiem, który pozwala nam podłożyć bombę lub kilka na odległym o kilka metrów obiekcie lub przeciwniku, oddalić się i zdetonować. Ładunki możemy swobodnie rozdzielać pomiędzy kilku wrogów i zdetonować w hurcie, a nawet połączyć z trzeba rodzajami ładunków specjalnych, skutecznych w konkretnych sytuacjach. Podstawy naprawdę solidne. Specom z CyberConnect udało się skroić intuicyjne sterowanie do tej mechaniki, i doprawić całość elementami zbieractwa i rozwoju postaci, które w założeniach mają urozmaicić rozgrywkę składającą się na 14 poziomów.Niestety, oferujących niewiele ponad to, co widzieliśmy w demie. Tłem fabularnym nie warto sobie zawracać głowy. Z dusznego klimatu samouczka nie zostaje nic. Dostajemy sztampowe motywy, płytkich, schematycznych bohaterów (z obowiązkową, irytująca tępą dzidą z za dużym dekoltem) i bezbarwne zwroty akcji w nijakim świecie. Gra nie stawia przed nami wyzwań logicznych ani możliwości wyboru, brniemy przed siebie rozwalając kolejne fale wrogów w kolejnych lokalizacjach, bardzo szybko zlewających się w pamięci gracza w jednolitą masę. Finezji w tym nie za wiele, a wydawałoby się „taktyczna” możliwość detonowania różnych rodzajów ładunków ma mniejszy od spodziewanego wpływ na rozgrywkę. Dość powiedzieć, że wszystkie możliwości zostają nam wyłożone w pierwszym poziomie, a potem serwuje się nam tylko więcej i więcej tego samego. Od czasu do czasu każe nam się kliknąć guzik, zrobić coś na czas albo dać iluzoryczny wybór kolejności detonacji bardzo-ważnych-obiektów, co w niewielkim stopniu wpływa na ogarniająca monotonię.Gra cierpi na kilka irytujących niedoróbek technicznych. Dla przykładu, zwiększenie zasięgu podkładania bomby może sprawić, że nasz celownik będzie wystawał za ekran, w efekcie czego ulepszenie staje się bardziej utrapieniem niż pomocą w niektórych lokalizacjach. Ot, przymus ograniczenia pola widzenia, żeby nie przesadzić z wielokątami. Kamera umieszczona jest na sztywno, przez co nie zawsze pokazuje to, co chcielibyśmy akurat obserwować. Przeciwnicy czasem odradzają się, jak tylko ich zwłoki znajdą się poza zasięgiem kamery, inni po czasie, a inni wcale, bez jakiejś wyraźnej logiki. Wisienką na torcie jest blokujący możliwość przejścia gry błąd w wersji PAL, przez którego wprowadziłem formowego sprzedawcę w stan przedzawałowy.Pomimo narzekań, nie jest z grą tak źle. Oprawa wizualna nie dość, że wygląda bardzo szczegółowo jak na możliwości konsoli, stylistycznie także może się podobać. Szczególnie wybuchy.Połączenie soczystych eksplozji, z trzęsącym się ekranem i odpowiednio szczegółowym dźwiękiem odpowiada w tej grze za największą część radochy. Pozostałym odgłosom nie można wiele zarzucić, dobrze oddają to co się dzieje na ekranie i nie drażnią. Muzyka nie jest szczególnie charakterystyczna, nie jestem sobie w stanie przypomnieć żadnego motywu czy melodii, ale na pewno pasuje do klimatu gry i motywuje do rozpierduchy. Wbrew zapowiedziom twórców z okładki, grze zdarza się czasem chrupnąć z animacją albo zgubić kilka klatek, ale to tylko moje wyzłośliwianie się – nie psuje znacząco odbioru produkcji.Jeżeli można w tej grze wskazać coś wybitnego, to jest to ostatni poziom. Bombowa partia szachów z głównym antagonistą robi wrażenie, podobnie jak finałowa walka z bossem, który atakuje nie tylko naszą postać brutalną przemocą fizyczna i zmyślną technologią, ale także bezpośrednio nas – graczy – serią iluzji optycznych, czyniąc z końcówki wymagającą, ale satysfakcjonującą bitwę. Epileptyków trzymać z daleka. Trochę zganiłem, trochę pochwaliłem, w sumie czasu ani pieniędzy nie żałuje. Kilka godzin spędzonych przy Silent Bomber to solidna dawka zręcznościowego grania z automatowym rodowodem. Żaden z niego klasyk, ale fanom gatunku powinien się podobać i niestety, bardzo szybko, skończyć. Potem niby można w starym stylu zakuwać grę na blachę i walczyć o lepszą notę za „styl”, ale czy warto? Mi się na pewno nie chce.Źródło screenów: psxdatacenter.comMemes na bazie paska z internetowego komiksu stripfield, autor – Tomasz Gadziela, https://web.archive.org/web/20111120073540/http://www.stripfield.cba.pl/115_explosionPL.html.