KinG Cross Twin Stick PSX Arcade (pisownia oryginalna, jak na obudowie) to drążek automatowy dedykowany pierwszej konsoli PlayStation. W zasadzie powinienem napisać dwa drążki – cały kontroler, o długości ponad 70 centymetrów to dwa niezależne urządzenia sterujące, podłączane do dwóch portów w konsoli, ale zamknięte w jednej obudowie. Nie posiadam informacji odnośnie daty premiery, ale wnioskując po datach recenzji w polskiej prasie, mówimy o drugim kwartale roku 1999. Wydawcą była firma Manta Multimedia z Warszawy, która postanowiła wydawać cześć akcesoriów do szaraka pod inną marką. Przyczyna jest nieznana, pewnie chcieli odciąć się od reputacji macierzystej nazwy – już wtedy Manta nie kojarzyła się ze sprzętem najwyższej klasy.

KinG Cross Twin Stick PSX Arcade baner 2

Sam kontroler to niezłe bydle. Obudowa o wymiarach 73 x 22,5 x 8 cm robi wrażenie, do tego należy doliczyć 6 podkładek z gąbką o grubości około 0,5 cm oraz same drążki wystające na 7 cm. Obudowa zbudowana jest z grubego (0,6 cm) i twardego syntetyku (PCV?) i sprawia solidne wrażenie. Jedynie od spodu zamontowano dwa płaty cienkiego plastiku, które uginają się pod dotykiem, ale podczas gry to absolutnie nie przeszkadza. Do dyspozycji graczy oddano ekwiwalent dwóch kompletnych padów, a więc 8 przycisków, nieco odsunięte start i select, 8 – kierunkowy drążek, oraz dodatkowo – przyciski slow i turbo. Wajchy zrobione są z metalu i zakończone grubą, czerwoną, syntetyczną kulką, a podczas poruszania słychać wyraźne kliknięcia mikrostyków. Same gniazda na drążki są „dziurawe” i tylko przysłonięte ruchomą, czarną, plastikową osłoną. Przyciski do gry są pełnowymiarowe, przy czym postanowiono pierwszą i ostatnią kolumnę przesunąć w dół. Guziki start, select, turbo i slow są mniejsze od reszty. Uwagę zwraca fakt, że turbo po wciśnięciu fizycznie blokuje się niżej w pozycji aktywnej, a slow wręcz przeciwnie, w żaden sposób z zewnątrz nie wskazuje, że jest aktywny. Kolorystyka iście bazarowa – czyli szara, niemal przemysłowa obudowa i kolorowe przyciski z festynu. Całość wieńczą 2 kable z rdzeniem ferrytowym i wtyczką o niebagatelnej długości 275 cm. Waga urządzenia wynosi 3,5 kilograma.

Po rozebraniu tylnej pokrywy – bez zaskoczeń. Do demontażu potrzebowałem zdjąć gąbki i odkręcić kilka śrub. W środku znajdziemy dwie płytki kontrolera z przylutowanymi kabelkami, przyciski w solidnych jarzmach oraz dwa joysticki osadzone w stalowych trzymadłach. Większość obudowy jest pusta, nawet początkujący majster bez problemu się dobierze. Nie ma, że coś lata, wszystkie elementy twardo siedzą na miejscu. Przyciski posiadają chińskie nadruki, których nie jestem w stanie rozszyfrować, ale chyba po prostu oznaczają jak łączyć luty. Mikrostyki sygnowane są marką Yiin Precision Switch, za wyjątkiem jednego, na którym widnieje nazwa Jogging, acz poza wytłoczonym napisem nie wyróżnia się niczym innym.

Zanim przejdę do oceny urządzenia, dwie uwagi. Jest to mój pierwszy posiadany kontroler tego typu i nie mówię tylko o sprzęcie ściśle automatowej proweniencji, a o joysticku jako takim, więc piszę z pozycji całkowitego nowicjusza. Sprzęt był przeze mnie nabyty w tym roku, czyli 25 lat po premierze od nieznanego mi człowieka i nie mam możliwości stwierdzić, jak na funkcjonowanie urządzenia wpłynęło użytkowanie przez poprzednich właścicieli.

Pierwsze wrażenie, za sprawą mocarnej obudowy, jest „solidne”. Wszystko jest odpowiednio twarde i nie gnie się pod łapami, uszkodzenie budy wymagałoby wysiłku. Wyjątek stanowi oczywiście cienki spód. Gałki są dosyć duże, mają długi skok i stawiają znaczny opór – szybka reakcja wymaga mocnego ruchu ręką i kilkadziesiąt minut gry niewprawionego gracza to niemały wysiłek fizyczny. Aktywacja sygnalizowana jest wyraźnym klikiem, przy czym miałem wrażenie, że reakcja gry jest opóźniona względem dźwięku płynącego z kontrolera. Problem stanowi również użycie skosów, te górne wymagają walnięcia w obręcz, te dolne w zasadzie nie wchodzą przy prostym ruchu, a przy kółkach mają bardzo mały margines aktywacji. Zdarzyło mi się te, że w trakcie ruchu kulka odkręcała się od metalowej rury. Pominę estetykę urządzenia – ta plasuje się pomiędzy „nijaką” a „paskudną”.

Przyciski stawiają bardzo mały opór i aktywowane są wyraźnym klikiem. Moment aktywacji jest bardzo wczesny, zdarzało mi się przy minimalnym muśnięciu przypadkiem coś kliknąć. Nie zdarzyło mi się z kolei, żeby naciśniętego przycisku gra nie zarejestrowała. Problem mam z samym rozmiarem guzików – wiem, że pełen wymiar to standard, ale przy grach wymagających używania przycisków R i L razem z tymi podstawowymi odległości są za duże, by można było wygodnie działać. Bardziej sprawdziłyby się tutaj małe guziki. Skrytykować otwarcie muszę za to przycisk slow. Nie rozumiem, czemu wzorem turbo nie zatrzymuje się on w pozycji aktywnej, szczególnie, że klikniecie go niepodłączonego do konsoli aktywuje mechanizm. Każda gra zaczyna się od sprawdzenia, czy ten przycisk nie działa, albo gorzej – od automatycznego wciśnięcia start i zgadywania, w którym graczu to się wcisnęło. Pominę sam fakt, że nie kojarzę gry, gdzie takie naprzemienne wciskanie start miałoby sens…

Wrażenia z gier są wypadkową kontrolera i ogrywanego gatunku. W FPSy, samochodówki, rozbudowane akcyjniaki 3D czy jakiekolwiek gry wymagające częstego korzystania z guzików L i R nie warto próbować – zwykły pad nada się do tego lepiej. Gry wymagające analogów odpadają, szczególnie, że nie mamy jak kliknąć L3 i R3. Kontroler stworzony został z myślą o grach typowo automatowych – bijatykach, wystrzelankch, wybijankach i platformówkach. Tu jest o wiele lepiej, choć wspomniany wcześniej skok drążka i nieuchwytny skos psują wrażenie. Wolałbym szybką aktywację i oczywiście sprawne skosy. Pomijając precyzję, zmniejszyłoby to obciążenie kondycyjne – obecnie kilkugodzinna sesja w szybką grę może zastąpić trening na siłowni. Sam rozmiar budy ma swoje konsekwencje. Nie pogracie komfortowo w pojedynkę, trzymając joystick na kolanach czy wygodnie rozwalając się na sofie. Ten sprzęt trzeba rozłożyć na dedykowanym stole, albo, w moim wypadku, na podłodze. Tu do pomocy przychodzą długie kable, podkładki i sama masa urządzenia – znany z tanich modeli problem niestabilności całego kontrolera tu po prostu nie występuje. Po odpowiednim rozstawieniu, rozgrywka na dwóch w Tobala i Tekkena dawała już niesamowite wrażenia, a krótkie sesje sprawiały, że sprawność fizyczna nie była aż tak wymagana. Dodam na koniec, że bez problemu podłączyłem i skonfigurowałem sprzęt z emulatorem na Windowsie, więc każdy sprzęt kompatybilny z padami do PSX czy komp z odpowiednimi sterownikami, powinien, go obsłużyć.

Ciekawa jest kwestia historii sprzętu i jego życia w epoce. Przed zakupem dysponowałem jedynie krótkim opisem i nie najlepszymi zdjęciami z Allegro, na ich podstawie nie mogłem znaleźć żadnych informacji, za wyjątkiem notki zachowanej w podpowiedziach wyszukiwarek z artykułu o NASTĘPCY tego joysticka z dopiskiem compact, który wspominał o odpowiedniej masie urządzenia i niejako nakłonił mnie do zakupu. Więcej informacji udało mi się uzyskać już mając sprzęt w łapach i znając jego numer katalogowy. W recenzji w PSX Extreme z numeru 23/24, czyli lipiec 1999, autor krytykuje przycisk slow i odkręcającą się gałkę, chwali za to responsywność kontrolera, solidne wykonanie i obsługę obu graczy naraz, wyznaczając notę 4/5 i podsumowując jako jeden z najlepszych produktów na rynku, ustępujący jedynie konkurencji od Namco. Pochwalono również cenę  – 250 zł (586.74 zł po uwzględnieniu inflacji) , co faktycznie wydaje się niewielką kwotą, z drugiej strony jednak zaporową w kontekście zarobków ówczesnych Polaków, z pensją minimalną brutto na poziomie 670 zł i średnią pensją brutto 1706,74 zł. Trochę to wyjaśnia niską popularność tego urządzenia.

Oczywiście, wydanie Manty Multimedia nie miało prawa pojawić się na Zachodzie, jednak identyczny joystick sprzedawany był w Wielkiej Brytanii pod marką Skream. Nie odnalazłem żadnej recenzji tego sprzętu, jedynie bloga skupionego bardziej na modyfikacji budy pod własne potrzeby. Inna sprawa, że pod marką Skream wydawano inne kontrolery, w tym gamepad MacLaren, który w Europie i Australii był szeroko rozpowszechniony i zbierał dobre opinie, choć sprzedawany już bez logo Skream. Za to pod nazwą MacLaren dystrybuowano też chwaloną kierownicę PS Twin Turbo firmy Technology Innovation, za dystrybucje której w Polsce odpowiadała firma… Manta Multimedia, a która to recenzje miała w PSX Extreme w numerze 23/24, stronę obok omawianego tutaj Joysticka. Być może więc producent obu kontrolerów był ten sam, ale nie udało mi się tego ustalić. Zaskakująca jest również informacja o numerze seryjnym mojego egzemplarza – 984855 sugerowałoby ponad milion sztuk, co przy tak niszowym produkcie jest kwestią wręcz niemożliwą. Albo więc te same płyty lądowały zabudowane w automatach, albo sprzedawano je globalnie pod wieloma innymi oznaczeniami, albo swoim zwyczajem Chińce użyły zasłony dymnej i przypisywali numery w sobie znany sposób, żeby wywołać wrażenie popularności. Próbowałem tez szukać na podstawie inskrypcji  樂<LS>事, widocznej na osłonę drążka, oraz, po rozkręceniu, na mechanizmie tegoż. Jakież było moje zdziwienie, gdy się dowiedziałem, co w Chinach oznacza teraz  樂事. Lays. Ci od chipsów. Nie mam pojęcia jak to interpretować.

W kwestii cen – ja swój egzemplarz nabyłem za 370 złotych, przy czym sprzedawca dawał do zrozumienia, że chętnie by usłyszał, że rezygnuję, bo już ma lepsze oferty.😒 Poza tym, w Archiwum allegro znalazłem informacje o jednej sprzedanej ofercie za 450 zł i jednej niesprzedanej za 620 zł. W Anglii na Ebayu ceny wynoszą 600 funtów, przy czym tam mówimy o kompletach z boxem i instrukcją. Odnośnie pudełka – PSX Extreme sugeruje, że w Polsce te sprzęty również były solidnie pakowane, ale nie udało mi się znaleźć nawet zdjęcia sugerującego, jak miałoby wyglądać. Dla kontrastu – wciąż polecają kierownicę Twin Turbo, w komplecie z pedałami, i dźwignią zmiany biegów, idzie wyrwać poniżej 100 zł.

Sama marka King Kross sygnowała jeszcze myszkę do PSX, o której nie mogę znaleźć żadnych opinii i zjechaną na forum za awaryjność kartę pamięci.

Podsumowanie to ciężka sprawa, szczególnie, że nie mam jak się odnieść do jakości innych egzemplarzy. Na pewno nie jest to zły zakup dla kogoś, kto i tak planuje wstawić własne przełączniki,  Sanwy czy innye Alpsy. Pozostali niech zwrócą uwagę na moment kliku w drążkach i guzikach – dobrze zachowany egzemplarz pewnie posłuży, jeśli gracie dużo w gry o rodowodzie automatowym, możecie rozpatrzyć zakup. Kolekcjonerom ciężko polecić, no chyba że ten wpis wywoła zainteresowanie modelem. A jeśli jesteś estetą i celujesz w gadżet na półkę, no cóż, zastanów się dwa razy.

Załaduj więcej powiązanych artykułów
  • silent bomber baner

    Recenzja PSX – Silent Bomber

    Jeżeli Demo gry jest jej reklamą, to demo Silent Bombera było najskuteczniejszą reklamą, j…
  • pandemonium baner

    Recenzja PSX – Pandemonium!

    Po licznych próbach to właśnie PlayStation zaniosło pod strzechy rewolucje trójwymiaru. Do…
Załaduj więcej od Mcin
Załaduj więcej w Akcesoria MIX
Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Wewnętrzne opinie
Pokaż wszystkie komentarze
hankie
hankie
1 miesiąc temu

Pierwszy raz widzę urządzenie. Pierwszy raz słyszę o marce King Kross jako premium Manty 😉 Myślę, że recka dobra dla arkadowego nooba jak ja 😉 (zrozumiałe) jak i kogoś kto w arcade stickach siedzi. Jestem ciekaw czy to klon klona czy po prostu 'rebrand’ droższego urządzenia?