Kiedy pewnego majowego dnia ujrzałem na Strefie najnowszy wpis Bodzia, wywołało to u mnie specyficzne, zapomniane uczucie. Jak pewnie wielu z Was wie, nie gram w nowe gry, i choć niektóre z nich mocno mnie interesują (na przykład zapowiadana Persona 5) to ciągle nie mogę się przemóc, aby kupić jakąś konsolę VIII generacji. Gdy więc przeczytałem tekst Bodzia o szykowanej, nowej grze na poczciwego Szaraka, wpadłem w stan fascynacji. Nowa gra RPG na PSX?! Jak mogłem nie być podekscytowany, skoro PSX jest moją ulubioną konsolą wszech czasów, a RPG ukochanym przeze mnie gatunkiem? Hulaj dusza, piekła nie ma, gdy tylko Orion – autor recenzowanej produkcji – we własnej osobie poinformował nas o zakończeniu prac, zamówiłem grę i od tego momentu wyczekiwałem przesyłki. Ta doszła cała i zdrowa. Po rozpakowaniu paczki, moim oczom ukazało się zabezpieczone folią ochronną pudełko jewel case. Mimo, że Zia and the Goddesses of Magic to produkcja czysto amatorska, autor dość mocno się postarał i wydał grę w naprawdę fajnej formie. Przednia okładka, która – podobnie jak w grach NTSC-U – pełni rolę mini instrukcji, w tym przypadku rozkładanej, wygląda schludnie i całkiem nieźle, a na pewno zdecydowanie lepiej, niż niektóre wydawnicze potworki (jak choćby najbrzydsza na świecie okładka do europejskiej wersji Breath of Fire III). Sama gra została wypalona na płytce cdr o czarnym spodzie, więc do jej uruchomienia potrzebna będzie przerobiona modchipem konsola lub też boot cd, o czym autor poinformował na tylnej okładce. Dość oglądania, w tym samym dniu poczekałem aż nastanie wieczór i z lampką półwytrawnego wina zasiadłem przy konsoli aby zanurzyć się w świecie najnowszej gry na PSX. Zia and the Goddesses of Magic opowiada historię nastolatki, która od wieku dziecięcego interesuje się magią. Przyczynkiem do tej pasji stało się znalezienie przez dziewczynkę magicznej księgi w której zawarte zostało zaklęcie lecznicze. Po latach treningu Zia dopina swego – udaje jej sie opanować pierwszy czar. Za namową tajemniczego człowieka, który pewnego dnia zjawia się w progu rodzinnego domu naszej bohaterki, Zia wyrusza w podróż aby odnaleźć wszystkie 10 ksiąg żywiołów magii. Już na początku swojej przygody dziewczynka uwalnia z opresji boginię ognia, która została uwięziona w górach przez potężnego demona. Od tego momentu zaczyna się wędrówka, a jej celem jest odnalezienie i uwolnienie wszystkich bogiń poszczególnych żywiołów. Fabuła gry nie należy do skomplikowanych, podobnie jak dialogi, które są proste i jest ich niewiele. Mimo wszystko, historia – jak na tak krótką grę – przedstawiona jest ciekawie i potrafi zaskoczyć, oferując kilka całkiem niezłych fabularnych twistów. Zia and the Goddesses of Magic to gra stylizowana na japońskie produkcje RPG rodem z 16 bitowych konsol. Jeśli grałeś w Chrono Triggera, Lunary czy też starsze części Final Fantasy, poczujesz się jak w domu, bowiem autor dość mocno postarał się, aby jego gra przypominała klimatem stare gry jRPG. Mamy więc do czynienia z pół – otwartym światem, pełnym magii, dungeonów i niebezpieczeństw. Rozgrywka – jak to w grach RPG – polega na eksploracji świata, rozwiązywaniu zagadek i walki z napotkanymi przeciwnikami. Świat gry jest niewielki, fabuła – podobnie jak w powyższych tytułach – mocno liniowa, a kolejne lokacje odblokowują się dopiero po wypełnieniu określonych zadań. Zagadki w grze są dość proste, aczkolwiek Orion nie poprzestał na banałach w stylu „znajdź klucz i otwórz nim drzwi”. Kilka zagadek jest dość ciekawie rozwiązanych, a w pamięci pozostał mi szczególnie fragment rozgrywki, w którym Zia musi dogadać się z mędrcem pewnej wioski. Starzec porozumiewa się jednak w obcym, niezrozumiałym dla naszej bohaterki języku, w związku z czym dziewczyna musi udać się do biblioteki w celu nauki poszczególnych wyrazów nieznanego dla siebie dialektu. Z pomocą przyszedł mi tutaj mój „erpegowy” zeszyt i długopis, bez którego w przypadku powyższego questa ani rusz, bowiem wszystkich słów w tajemniczym języku nie sposób ogarnąć.Mechanika gry, prócz muzyki (o której przeczytasz w dalszej części tekstu) i klimatu, jest zdecydowanie największą zaletą Zia. W grze nie ma typowego dla produkcji jRPG ogólnego levelowania postaci. Zdobyte podczas walki punkty doświadczenia możemy rozdysponować na trzy rodzaje czynników: magiczny atak, odporność na magię oraz wytrzymałość. Przede wszystkim zaznaczyć muszę, że w przeciwieństwie do największych klasyków 2D, wszyscy przeciwnicy w każdej lokacji widoczni są przed walką, w związku z czym nie ma tutaj losowych potyczek, które dość mocno dawały mi w kość, w przypadku niektórych tytułów. Dodatkowo, nie uświadczymy „cudownego rozmnożenia” wrogów, bowiem w każdym starciu bierze udział tylko jeden przeciwnik. Prostota? Być może, ale o dziwo, walki z pojedynczymi przeciwnikami są bardzo miodne i wciągnęły mnie o wiele bardziej niż w niektórych profesjonalnych grach jRPG, gdzie mięso armatnie można było ubić jednym atakiem fizycznym. W Zia and the Goddesses of Magic nie ma farmienia, poziom trudności jest odpowiednio wyważony i podczas rozgrywki nie spotkałem się z sytuacją, abym na siłę musiał szukać przeciwników w celu „podpakowania” postaci. Walka polega na zadawaniu obrażeń magicznych, odpowiadających poszczególnym żywiołom, bowiem ataki fizyczne, choć istnieją, nie czynią naszym wrogom zbyt wielkiej szkody. Każdy czar wymaga użycia określonej kombinacji czterech przycisków na padzie. Aby ją jednak wykonać, nasza postać musi być w posiadaniu odpowiedniej księgi, zawierającej magiczny wzór danego rodzaju ataku. Te zaś zdobywamy uwalniając kolejne boginie, które z wdzięczności dzielą się z Zią nowymi czarami. Sama walka, to połączenie rozgrywki turowej z systemem ATB, znanym choćby z Chrono Triggera czy Final Fantasy VII. W każdej turze mamy określony czas na zadanie obrażeń, który jest sygnalizowany przez szybko znikający zielony wskaźnik. W tym momencie musimy rzucić czar, używając wspomnianej cztero przyciskowej kombinacji (na przykład raz kwadrat, trzy razy kółko, co odpowiada za czar żywiołu ognia). Jeśli w wyniku pomyłki, w trakcie rzucania czaru naciśniemy zły przycisk, Zia doskoczy do przeciwnika zadając mu słaby atak fizyczny. Każde użycie magii zabiera pewną ilość punktów MP, które odnawiają się cyklicznie wraz z upływem czasu w trakcie walki i po jej zakończeniu. I to właśnie one są najważniejszym elementem, o który powinniśmy zadbać, bowiem w grze nie uświadczymy żadnych przedmiotów odnawiających życie lub manę, podobnie jak nie wyposażymy naszej postaci w broń białą. Koncepcja walki polega na używaniu magii i tylko w ten sposób możemy pozbyć się atakujących nas wrogów.Graficznie Zia nie zachwyca, ale dzięki temu, że została stworzona w całości w technice 2D, prezentuje sie schludnie i – mimo swojej prostoty – ma swój urok. Bardzo dobrze prezentują się pełne szczegółów wnętrza budynków i wg mnie są zdecydowanie najładniejszym elementem oprawy. Niektóre elementy wystroju wnętrz przypominają styl graficzny z gry Tales of Destiny, choć oczywiście Zia wygląda nieco gorzej. Trochę bardziej ubogo prezentują się otwarte przestrzenie, ale pamiętajmy, że mamy do czynienia z produkcją amatorską, więc nie oczekujmy grafiki rodem z Chrono Triggera. Natomiast oprawa muzyczna w grze to już prawdziwa klasa. Utwory towarzyszące rozgrywce budują wspaniały klimat: są melodyjne, łatwo wpadają w ucho i słucha się ich z ogromna przyjemnością. Zaryzykuję stwierdzenie, że niektóre z nich mogłyby bez problemu znaleźć się w pełni profesjonalnej grze jRPG. Mnie szczególnie do gustu przypadł utwór wykonywany na flecie, podczas górskiej wędrówki na samym początku gry – po prostu zakochałem się w tym kawałku! Ogromne brawa dla autorów ścieżki muzycznej do gry (jest ich kilku, a największy wkład w nią miał wspomniany w creditsach Aleksander Zhelanov), wykonali oni kawał solidnej roboty. Gra ma parę elementów, które można było rozwiązać inaczej. Przede wszystkim autor mógł dołożyć starań, aby sejwy na karcie pamięci zawierały informacje o czasie rozgrywki lub określonej lokacji. Rozumiem, że gra jest krótka i można ją ukończyć używając tylko jednego slotu do zapisu stanu gry, ale sądzę, że większość graczy nie stosuje takich praktyk. Wracając do grania na drugi dzień musiałem zgadywać, który z dwóch sejwów na karcie pamięci jest ostatnim, bowiem prócz numerków, nie zawierają one żadnych dodatkowych informacji. Trochę irytuje również zróżnicowana szybkość poruszania się naszej bohaterki w poszczególnych lokacjach, o ile wolniejsza dynamika ruchu na śniegu jest uzasadniona, tak nie rozumiem za bardzo dlaczego Orion zdecydował się spowolnić naszą postać wewnątrz budynków. Również brak jakichkolwiek „znajdziek” można uznać za wadę, ogromnie szkoda, że Zia nie oferuje żadnych, typowych dla gier jRPG skrzyń z niespodziankami, czy choćby przedmiotów ukrytych wewnątrz budynków.Trudno mi jest jednoznacznie ocenić recenzowaną produkcję. Mamy tutaj bowiem do czynienia z tytułem czysto amatorskim, stworzonym głównie przez jednego człowieka, który przelał w niego swoją pasję. Błędem byłoby porównywanie tej gry do Chrono Triggera, Lunarów czy innych świetnych gier 2D, więc wystawienie tej grze oceny powoduje u mnie niemałą zgryzotę, bowiem sam nie wiem jak podsumować ją za pomocą skali cyfrowej. Nie jestem fanem amatorskich gier i nie miałem z nimi za wiele do czynienia w swoim życiu, dlatego nie mam stosownego punktu odniesienia do innych produkcji. Z drugiej strony pozostawienie recenzji bez oceny jest pomysłem kontrowersyjnym, dlatego postanowiłem ocenić osobno poszczególne elementy i przy ocenie ogólnej wyciągnąć średnią arytmetyczną. Nie jest to rozwiązanie idealne, ale wierzę, że uczciwe.Zia and the Goddesses of Magic nie jest grą, w którą będziecie grać tygodniami, nie jest to nawet tytuł na tydzień, bowiem można go ukończyć na jedno dłuższe, wieczorne posiedzenie. Mnie samemu zajęło to niecałe 6 godzin, a nie śpieszyłem się zbytnio podczas rozgrywki. Czy mimo to warto zainwestować 38 euro (bo tyle wynosi obecnie cena gry wraz z kosztami przesyłki monitorowanej) i zapoznać się z tym tytułem? Każdy sam musi odpowiedzieć sobie na to pytanie. Jeśli liczysz każdy grosz i oczekujesz od gry RPG przynajmniej kilkudziesięciu godzin rozgrywki – nie jest to odpowiednia inwestycja dla ciebie. Osobiście nie miałem oporów, aby wydać niemałe przecież pieniądze, bowiem moja ciekawość wzięła górę nad kwestiami finansowymi i nie żałuje tego ani trochę. Zia dostarczyła mi przedniej rozrywki, mimo swojej prostoty potrafiła wciągnąć mnie po uszy i sprawić, że zacząłem snuć marzenia o przyszłych nowych grach na poczciwego Szaraka. Marzenia, które wcale nie muszą być jedynie mrzonką, co udowodnił Orion, tworząc krótką, ale jakże grywalną grę.