Ja osobiście jestem maniakiem gier sandboxowych. Jeśli gra ma otwarty świat, który mogę eksplorować i zwiedzać, to z automatu gra ta skacze na mojej liście TOP gier oczko wyżej. Jako wielki fan serii GTA od kiedy pamiętam 70% czasu spędzonych w grze opierało się na zwiedzaniu mapy, poszukiwaniu ciekawostek, Easter Egg`ów lub niedopatrzeń ze strony autorów. Mapy z GTA San Andreas, GTA IV znam jak własną kieszeń i powoli dochodzę do tego stanu z mapą GTA V. Szczególnie, że gry z tej serii zachęcają do eksploracji nie tylko różnorodnością lokacji, ale tym, że są znane z wspomnianych często nietuzinkowych ciekawostek rozmieszczonych na mapie. A jeszcze lepiej eksploruje mi się w towarzystwie znajomych, którzy są podobnymi wariatami na tym punkcie. Wtedy zdarzają się kilkugodzinne sesje oparte tylko i wyłącznie na jeżdżeniu po mapie i zwiedzaniu, podziwianiu widoków.
Kolejną grą ze stajni Rockstara w której tracę poczucie czasu, to Red Dead Redemption. Choć w tej grze nie spędziłem aż tak dużo czasu, bo zaledwie jakieś 30 godzin, po czym gra zaliczyła u mnie focha, który trwa już dwa lata, bo wysypał mi się save na X360, to tam również większość czasu przebimbałem na nabijaniu mil w koniu. Że ten koń nie padł z wycieńczenia, to do dziś się dziwię.
Moim kolejnym miłym wspomnieniem z przygód eksploracyjnych jest World of Warcraft. Były to stare dzieje, kiedy wraz ze przyjacielem potrafiliśmy przesiedzieć cały dzień. Od rana do wieczora naparzaliśmy w "WOW`a" i co prawda tam klepało się cały czas questy, ale chcąc nie chcąc latało się po mapie, która swoją różnorodnością i widokami do dziś zapiera mi dech.
Ten kto grał w pierwszego Wiedźmina wie, że tam otwartość świata jest rzeczą umowną. Ale nawet to mnie nie zatrzymało, bo przebywając w danej lokacji eksplorowałem ja do granic możliwości.
Ale w moim wypadku choroba eksploracyjna nie zamyka się na grach przygodowych/MMO. Dość świeżym przykładem jest The Crew w którym to spędziłem dosłownie kilkaset godzin. Większość z nich to zjeżdżanie mapy wzdłuż i wszerz, a jest tam co zwiedzać, bo do dyspozycji mamy całe USA, które jest swoją drogą moim wymarzonym celem podróży w najbliższych latach i mam zamiar zrealizować zaraz po tym, jak uzyskam odpowiednie obywatelstwo i będę mógł sobie bez niczyjej łaski polecieć na nowy ląd. Kraj ten fascynował mnie zawsze pod względem architektury, różnorodności miast i krajobrazów. Z jednej strony mamy szare, ale klimatyczne NYC pełne drapaczy chmur, a z drugiej malownicze San Francisco i to wszystko przeplatane miastem, które nigdy nie zasypia, czyli Las Vegas. To wszystko mogłem sobie zwiedzić chociaż częściowo w The Crew. A kiedy miałem dość natłoku miasta mogłem podziwiać cuda natury np. w postaci Wielkiego Kanionu. No w każdym razie mapa tej gry zżarła mnie do końca i wysysała ze mnie resztki energii podczas nocnych sesji.
A co Wy sądzicie o grach z otwartym światem i w jaki sposób do takich gier podchodzicie? Macie jakieś miłe, bądź też niemiłe wspomnienia z grami umożliwiającymi nam eksploracje każdego zakątka mapy? Co króluje na waszej liście gier z otwartymi światami lub też czemu gier tego typu nienawidzicie? I najważniejsze-Czy po kilku sesjach opierających się na eksplorowaniu świata nie czujecie tak zwanego "zmęczenia materiału" i tracicie zapał do przechodzenia wątku fabularnego?