Styl gry zmieniłem wraz z czasem.
Jak było dużo czasu, to masterowałem, ale praktycznie zawsze dopiero po przejściu całości. Nie chciałem żeby kompulsywne zbieractwo zabierało mi radość z chłonięcia klimatu i historii gry. Wyjątkiem było kilka pozycji, gdzie pakowanie bohatera przy okazji zbieractwa pomagało w przejściu. Np. Darsiders 1, Brutal Legend, Infamous, Borderlands. Często robiłem tak, bo grałem od razu na najtrudniejszych poziomach.
Teraz, jak czas na granie to max 3-4h/tydzień. Nie 'masteruję' gier, za wyjątkiem platformówek. Bo dają mi obecnie najwięcej radości. Wspomniane przez Ciebie SM3DW maxowałem na bieżąco, bo to w tej grze naturalne. Ale już w takich Galaxy/Raymanie/Donkey Kongu/Kirbym, wracam do plansz po znajdki dopiero po przejściu całości.
Jak miałem jeszcze zdrowie psychiczne, to maxowłem slashery, ale też zawsze po przejściu. W tym gatunku nie widzę innej opcji. Ale od czasu, jak kilka lat temu zacząłem tracić moce i pokonał mnie MGR:Revengence, zrezygnowałem z tego na rzecz bezstresowego grania na normalu. Przedtem DMC (seria), Ninja Black, Sigma, Shinobi, Blood Will Tell (ostatni boss, polecam) chlastałem ile wlezie.
RPG. Jak mi się wybitnie spodoba to maksuję w biegu (np. Mass Effect, Jade Empire, Fable). Tutaj bywa też tak, że maksuję na bieżąco, a po czasie gra mnie przytłacza i z tego rezygnuję (np. Kingdoms of Amalur, Diablo).