Tak podczas dzisiejszych growych zakupów, naszło mnie na przemyślenia i wspominki. Postanowiłem się podzielić tym z wami, licząc że i wy coś na ten temat powiecie.
Generalnie chciałbym tu pogadać o tym jak dojrzewaliśmy jako gracze, jak kształtowało się nasze zamiłowanie do gier, platform i jak przez lata zmieniała się nasza mentalność co do piractwa.
Moje początki to oczywiście jak w wielu polskich przypadkach z moich czasów - Pegazus, a raczej jego klony. Co prawda w domu podobno wcześniej przewijało się też Commodore 64, ale z racji iż jestem najmłodszym z rodzeństwa, a między moimi siostrami i bratem dzieli mnie kolejno 10, 12 i 14 lat różnicy, to nie miałem okazji obcować z tym sprzętem podczas swojego dzieciństwa. Ja wyrastałem jak już wspomniałem, na bazarowych podróbkach Pegazusa, który sam w sobie był oczywiście podróbką oryginalnego NESa/Famicoma. Oczywiście mając te kilka lat, nie miałem nawet o tym pojęcia, a magiczna chińska konsola była dla mnie po prostu "grą telewizyjną". To z tamtych czasów pamiętam takie sytuacje jak kupowanie i wymiana kartridży na lokalnym bazarku (o ironio, niedawno kupiłem tam kolejnego "pegaklona" i grę :O ), czy wyczekiwanie na dostęp do domowego telewizora, który zwykle uzyskiwałem "po Familiadzie". Pamiętam też, że chińskie zasilacze grzały się jak farelka, więc trzeba było uważać i pilnować jak "kostka" się grzeje, co sugerowało aby kończyć zabawę. Co ciekawe, pegazusem w domu zainteresowany byłem nie tylko ja. Moja mama również lubiła od czasu do czasu pograć w te kilka "swoich" gier. Do dziś pamiętam, że grywała w Mario (oczywiście wersja ze 168in1 z nieskończonymi życiami), Bugs Bunny 3: Crazy Castle, Dr. Mario czy przede wszystkim Adventure Island 2, które znała prawie całe niemal na pamięć

Swoich ulubionych gier nie pamiętam, bo przewijało się tego sporo. Ogólnie jak dziś wspomiam pegazusa, to w głowie mam wspomniane wcześniej 168in1, Bugs Bunny 3: Crazy Castle, wszelkie Double Dragony (uwielbiam!), czy bijatykę z Żółwiami Ninja.
No, ale gdzieś tam obok pegazusa zaczęła się rysować nieco inna historia. Historia pecetów w moim domu...
Pierwszy komputer do domu przyniósł oczywiście mój brat. Ja miałem wówczas coś około 4-5 lat, więc brat miał około 18. Pamiętam nawet jak wyglądał nasz pierwszy pecet, a nawet znalazłem ostatnio na YT filmik z komputerem w takiej samej obudowie. Był to oczywiście leżący DOSowiec, który nie miał nawet CD-Romu. Towarzyszył temu czarno-biały monitor firmy Datas, oraz pamiętny menedżer plików "Norton Commander". Z racji, że był to sprzęt braciaka, a ja byłem małym brzdącem, zrozumiałe było, że dostęp do niego miałem dość ograniczony. Grywałem na tym choćby w "DUEL", będący zapewnie drugą częścią serii Test Drive czy kultowego dziś Wolfenstein 3D. Jakiś czas później, brat zmienił sprzęt na coś nowszego. Tym razem jego pokój zdobiła pionowa obudowa marki bodaj. "ZUE Komputer". Sam do dziś nie ogarniam, jak ja pamiętam takie detale

No, ale do rzeczy. Komputer ten wyposażony był pewnie w coś pokroju pierwszego Pentiuma, bo latał na nim Win 95/98. Do kompletu dołączył też kolorowy monitor Belinea. To się dopiero nazywało "upgradem". Tutaj pamiętam, że mając bodaj 5 lat, zagrywałem się w takie gry jak: GTA1, Duke 3D, Doom 1/2 i tym podobne. Tak, pięcioletni urwis siał spustoszenie na ulicach Liberty City i mordował kosmitów, nie pytajcie czy wpłynęło to na moją psychikę

Pamiętam jedynie, że raz miałem koszmary związane z cyber pająkiem z bodaj drugiego Dooma

No, ale brat w końcu dostał wezwanie do woja, a za tym poszła też jego wyprowadzka do innego miasta, więc i komputer zabrał ze sobą. Ja zostałem ze swoimi famiklonami, które wciąż dostarczały mi rozrywki, aż do czasów pierwszej komunii świętej...
W tym właśnie czasie, wyposażyłem się w swój pierwszy własny komputer. Nie był to zdecydowanie demon prędkości, ale był mój własny

I tutaj można chyba zacząć mówić o mojej większej świadomości jako "gracz". Tutaj też zaczęły się pierwsze własne kroki w stronę piractwa, choć za wcześnie tu jeszcze, aby mówić o świadomości tego jakim złem to było. Mój pierwszy komputer oznaczał też pierwsze własne gry na niego, a te pozyskiwałem z różnych źródeł. Z jednej strony, naturalnym było pożyczanie/wypalanie płytek z grami od znajomych, bo wtedy każdy tak robił. Nie czuło się z tego powodu żadnych wyrzutów, a mnie jedynie czasem pobolewał fakt, że nagrywane płytki nie wyglądają tak "cool" jak oryginalne nośniki w pięknych, kolorowych pudełkach. Nie to jednak było wtedy priorytetem. Wtedy liczyła się zabawa i rozrywka jaką dawały te wszystkie tytuły. Nie były to jeszcze czasy, gdy dostęp do internetu był tak powszechny jak dziś, więc nie było też tak, że niemal każdą grę miałem na wyciągnięcie ręki. Jedyny dostęp do internetu jaki miałem, to oczywiście popularne wówczas "kafejki internetowe". W mojej okolicy było ich kilka, ja miałem nawet swoją ulubioną, gdzie zaglądałem czasem, by pościągać sobie trochę plików z internetu i nagrać je na płytkę, co oczywiście znajdowało się w ofercie. Gdzieś tam w międzyczasie, kuzyn założył sobie dostęp do internetu, więc w późniejszym czasie miałem ten luksus, że przyjeżdżając z mamą do cioci na niedzielny obiad, mogłem nie tylko pooglądać Cartoon Network, ale i okupować komputer kuzyna, gdzie dostęp do internetu był dla mnie nieograniczony.
Ale żeby nie było, że tamte czasy to tylko "piracenie" i korzystanie z kafejek internetowych, muszę też wspomnieć o bardzo ważnym dla mojego growego "ja" elemencie tamtych czasów...
Oprócz tych wszystkich "wypalanych" gier, pojawiały się też gry oryginalne. Do dziś z bananem na twarzy wspominam te chwile, gdy z jakiejś mniej lub bardziej konkretnej okazji wchodziłem w posiadanie tych magicznych 20zł i w tempie geparda gnałem do lokalnego Empiku, gdzie czekało na mnie mnóstwo gier, wprost na wyciągnięcie ręki. Pamiętam, że stojąc przed regałem z grami z pamiętnej serii "Nowa Extra Klasyka Gier Komputerowych" i jej poźniejszymi ewolucjami, potrafiłem długi czas zastanawiać się na co przeznaczyć te moje magiczne "dwie dychy". Wybór zazwyczaj był szeroki, a oferowane w tej serii tytuły nierzadko były w stanie zadziałać na moim ówczesnym sprzęcie (nie koniecznie już tym pierwszym). Oj ile gier z tej serii kupiłem, ile godzin straciłem na wewnętrzne debatowanie ze sobą "czy lepsze będą Herosy, czy Fallout, a może coś innego". Te wspomnienia to taka ogromna magia, której brakowało tym wszystkim wypalanym płytkom, choć i w tym dziś dostrzegam jakiś "klimat tamtych dawnych lat"...
Drogą chronologii i mojej growej "ewolucji" docieramy powoli do ery konsol. Pececiarzem byłem od najmłodszych lat, a prawdziwą pasję do konsol zaszczepiłem w sobie dopiero dużo później, gdy w okolicy 2007 roku dostałem od brata swoje pierwsze PlayStation. Do dziś pamiętam tamten wieczór, gdy podczas rozmowy z bratem ten wygadał mi się, że chciałby kupić PS2. Pomarudziłem mu coś do słuchawki, że "ten to ma dobrze", bo ja to nawet pierwszego plejaka bym chciał. I dzięki temu dowiedziałem się, że u brata akurat zalega jakieś PS1, pozostałe po bratanku jego dziewczyny, który bodaj na komunię kupił sobie PS2. Pamiętam ten czas, gdy z wielkim podekscytowaniem wyczekiwałem tego dnia, gdy brat do nas przyjedzie i przywiezie mi mojego pierwszego szaraka. Z PSXem miałem już wówczas jakieś pierwsze doświadczenia, bo mój przyjaciel miał tę konsolę u siebie w domu. Pamiętam też, że wtedy właśnie, gdy czekałem na przyjazd brata, chodziłem do kumpla pogrywać z nim na jego konsoli, zacząłem gromadzić swoją "kolekcję" gier, niekoniecznie tych oryginalnych (choć, dostałem też kilka oryginalnych Euro Demo!), czy testowałem swojego pierwszego pada, bowiem braciak uprzedził mnie, że do konsoli ma wszystko, oprócz właśnie kontrolera...
No i nadszedł ten dzień, a w sumie noc, gdy brat z dziewczyną wreszcie do nas przyjechali. Czekałem na nich podekscytowany i doskonale pamiętam ten moment, gdy dostałem konsolę. Byłem już doskonale przygotowany na swojego szaraka, a otrzymałem niemałe zaskoczenie. Moja konsola była jakaś inna, od PSXa mojego kumpla. Podczas wyciągania jej, myślałem, że ma tylko jeden port na pada, a sama w sobie była jakaś mniejsza i bardziej biała niż szara... Tak, moim pierwszym plejakiem było właśnie PSone. Pisząc to mam przed sobą tamten moment i to jak szybko popędziłem do pokoju by oczywiście już natychmiast odpalić swoją konsolę i choć przez chwilę pograć, mimo późnej pory, a w zasadzie głębokiej nocy. Równie szybko jak konsolę odpaliłem, musiałem ją wyłączać, bo zbudziłem tym mamę, która nie podzielała mojego entuzjazmu

Niemniej jednak, mój pierwszy plejak to masa niesamowitych wspomnień, wiele gier w które grałem i które kocham do dziś (Darkstone

), wiele momentów frustracji i tona nagranych płytek...
Dalej szło już w zasadzie z górki, więc tutaj postaram się nieco przyspieszyć tempa. Po pierwszym plejaku, który umarł z mojej głupoty, były oczywiście kolejne. Po PSone nadszedł szarak 5502, którego osobiście zanosiłem do "przeróbki" i na którego miałem wówczas bodaj kilkanaście oryginalnych gier, które głupi wymieniłem za... piraty. No, ale nie ma czego żałować, bo właśnie wtedy poznałem takie gry jak Resident Evil 3, który po dziś dzień pozostaje moją ulubioną częścią całej serii. Lata leciały dalej, kolejne PS1 "psułem" i kupowałem kolejne, w tle był oczywiście nieśmiertelny pecet, a nawet pojawiło się pierwsze PS2 z uszkodzonym laserem kupione za 20zł (i to na raty!) od kolegi z podstawówki. Pamiętam, że braciak zafundował mi nowy laser, a wymianą zająłem się sam. Nie zapomnę tej ekscytacji, gdy po wymianie postanowiłem sprawdzić czy konsola zadziała. Pierwsze podejście było nieudane, bowiem zapomniałem zamontować blaszki łączącej laser z jego mechanizmem przesuwania. Jednak po poprawie tego niedociągnięcia, konsola zadziałała, co bez wątpienia dało mi wiele radości.
No i tak właśnie jakoś ewoluowałem z moją pasją do konsol. Na przestrzeni lat miałem jeszcze niejednego szaraka, czy niejedno PS2 a nawet Xboxa czy PSP. ale na kolejną generację musiałem poczekać bardzo długo...
No i tutaj wkraczamy do czasów obecnych. Po pewnym okresie konsolowej "wegetacji", zacząłem powracać do swojej dawnej pasji. Tutaj też chyba możemy w końcu mówić o schyłku mojego growego piractwa. Co prawda, już lata wcześniej nie raz rezygnowałem z "piratów" na rzecz oryginalnych gier, choćby na PS2, ale to dopiero teraz "piraceniu" powiedziałem ostatecznie koniec. Odbudowa dawnej growej potęgi zaczęła się od szaraka i PSP. Nie mogę powiedzieć, żebym od razu przestał grać na "kopiach zapasowych", ale korzystanie z tego typu gier nie miało już chyba takiej skali jak kiedyś, a kwestią czasu było, żebym całkiem zrezygnował z "ciemniej strony mocy". Gdy kupiłem PS2, kopie zapasowe nie miały na tę konsolę wstępu. W końcu i moje PSP opuszczać zaczęły gry "z neta" a zastępować je zaczęły fizyczne nośniki UMD.
No i tutaj na koniec mogę tylko wspomnieć, że pewnie dużą robotę w moim "odpiraceniu" miał CeX, który otworzył mi furtkę do wielu gier, za stosunkowo niskie pieniądze. Wtedy piracenie straciło już całkowicie sens...
No, a jak to było u was? Liczę, że ktoś z was też się podobnie rozpisze
