Przypomniałem sobie 2 momenty:
-Call of Duty, początek Stalingradu, gdzie biegniemy bez broni - no cóż, do przejścia, ale na najtrudniejszym mnie przerosło - bieganie i liczenie na to, żeby ktoś Cię nie trafił, nosz kurrrr... w czasach, gdy mama limitowała czas na komputer, to cierpliwości nie starczyło. Dziś bym chyba dał radę, ale obrzydza mnie to, w co seria się przeistoczyła.
-Ubersoldier, ponownie grałem na najtrudniejsiejszym i wszystko spoko, aż do misji gzie działkiem strzelamy w samoloty które próbują zatopić łódź, na której płyniemy. było to trudne i nudne, odpuściłem.
- Dowolny gradius, po stracie życia na późnym poziomie :>